SZYBKO I NIE ZAWSZE NA TEMAT:

[Z KULTURĄ / RECENZJA] Ania Rusowicz - "Mój Big-Bit"


"Z KULTURĄ" to nowa seria na Masie GRYtycznej - taka mała odskocznia od tematów związanych z grami. Doszedłem do wniosku, że pisuję tutaj odrobinę za mało i po części spowodowane jest to faktem, iż gry komputerowe nie są jedyną rzeczą, której poświęcam swój wolny czas. Co więcej: nie potrafię przechodzić kolejnych gier w tempie "jedna na tydzień", więc tematów do pisania jakby mniej. Wiem, że większość z Was jest na tym blogu (za co bardzo dziękuję!) z uwagi na to czym on jest, czyli z uwagi na tematykę gier. Nie będę miał żadnych pretensji jeśli "Z KULTURĄ" zostanie potraktowane przez Was po macoszemu. Nie bierzcie tego zbyt poważnie: dalej będę pisać o grach, ta seria ma po prostu troszkę urozmaicić wpisy i... zmusić mnie do częstszego klepania w klawiaturę :). O czym tutaj będzie? Głównie o filmie i muzyce. Prawdopodobnie w większości recenzje, ale nie wykluczam także innych form. Jeśli uda mi się Was zainteresować przy okazji jakimś fajnym albumem czy filmem - będzie mi dodatkowo bardzo miło.

Mówiąc, bądź pisząc o Ani Rusowicz - w tym samym zdaniu - często pojawiają się nazwiska Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy. Można powiedzieć, że Ania skazana została na życie z wielkim brzemieniem: w cieniu swoich popularnych niegdyś rodziców. Obserwując działania i wypowiedzi córki pary Rusowicz/Korda szybko dochodzimy do wniosku, że artystka obróciła to na swoją korzyść i zaczęła czerpać z tego siłę. Na pewno pojawią się oskarżenia o próbę wybicia się na legendzie swojej mamy i wyruszenia w łatwą podróż na sentymentach słuchaczy. Głosy te mogą wydawać się słuszne, tym bardziej, że „Moim Big-Bitem” Pani Ania próbuje wrócić do stylu zbliżonego do stylu swej mamy, nagrywa Jej covery, a swój image kreuje na odpowiednio „hipisowski”. „To druga Ada!” - słychać w tłumie. Byłem bardzo blisko tej postawy, dopóki nie usłyszałem singlowego - i co ważne: autorskiego - numeru Ani, a potem nie posłuchałem albumu w całości.