SZYBKO I NIE ZAWSZE NA TEMAT:

[RECENZJA] SpaceChem


Myśląc zarówno o grze komputerowej, jak i o pierwiastkach chemicznych, pierwszą rzeczą jaka do głowy może Wam zapewne przyjść jest Atomix. Ten staruteńki – wydany ponad dwadzieścia lat temu – tytuł, zamykał tworzenie związków chemicznych w mechanice gry logicznej. SpaceChem swobodnie nazwać można duchowym spadkobiercą tejże gry. Zwrócić jednak uwagę trzeba na istotny fakt: założenia rozgrywki są zgoła odmienne, bardziej złożone, a stawiane przed nami problemy dużo silniej zaspokajają nasze masochistyczne potrzeby.

SpaceChem na pierwszy rzut oka nie wygląda zbytnio jak gra (podobne odczucia możecie mieć oglądając ekrany „excelowskich” pozycji w stylu Europa Universalis czy Football Manager). Niektórzy będą nerwowo sprawdzać czy czasem przypadkowo nie uruchomili Simulinka lub innej aplikacji do przeprowadzania symulacji komputerowych. Spokojnie, to tylko SpaceChem: gra, w której - jako naukowiec – programujesz reakcje w reaktorze, tak aby z gotowych pierwiastków/związków skonstruować zupełnie inne, na dany moment nam potrzebne. Brzmi przerażająco, a jest – zapewniam Was - przerażająco grywalne. O ile oczywiście lubicie gry logiczne.

Hasło „gra logiczne” ostatnio bardzo niedobrze zaczęło kojarzyć się z grami czysto „casualowymi”. No, wiecie: Bedżuely, Gemy i inne Dajmodny. SC wygląda w tym towarzystwie jak wybryk natury. Wasze matki, babcie, żony i dziewczyny, na widok produkcji Zachtronics Industries prawdopodobnie uciekną w popłochu. Pierwszy kontakt z omawianym tytułem jest dosyć trudny: chodzi zarówno o wspomnianą „simulinkową” otoczkę, ale i o mechanikę wymagającą odrobiny nauki. Quasi-naukowy przekaz nie jest tutaj także bez znaczenia.

W reaktorze...

Rozgrywka odbywa się na dwóch głównych płaszczyznach: na pracy wewnątrz reaktora oraz poza nim (czyli na konstrukcji infrastruktury urządzeń wszelkiego typu). Pracując „na powierzchni” naszym zadaniem jest z magazynowanych w silosach po lewej stronie związków/pierwiastków uzyskać te, które wymagane są od nas po stronie prawej. Do celu dążymy rozstawiając reaktory (i ustawiając dla nich odpowiednie elementy wejściowe oraz wyjściowe), łącząc je sieciami rur, wznosząc innego typu konstrukcje pomocnicze (np. magazyny). Rodzaje dostępnych budynków na dany level są zawsze jasno ograniczone, tak samo dostajemy limit co do ilości reaktorów, jakie możemy wykorzystać. Esencją SpaceChem jest jednak „programowanie” samych reaktorów. Wchodzące pierwiastki (czy też całe związki chemiczne) musimy przekształcić w ich wnętrzu, tak aby na wyjściu pojawił się oczekiwany wynik (często sami go określamy podczas budowy reaktora). Zabawa opiera się na zdefiniowaniu algorytmu pracy dwóch wysięgników: czerwonego i niebieskiego. Tworzymy ścieżki, po których przemieszcza się chwytak, definiujemy kiedy ma łapać pierwiastki, gdzie je zostawiać, jak ma rozbijać lub tworzyć wiązania itd. Proces komplikuje jednak kilka ważnych rzeczy, m.in. na jednym polu (plansza podzielona jest na "kwadraciki") wysięgnik danego koloru może wykonać tylko jedną czynność, transportowane pierwiastki nie mogą się zderzać, należy zwracać uwagę na synchronizację obu dźwigów. Na późniejszych poziomach pojawiają się kolejne utrudnienia, jak np. wejściowe związki częściowo generowane w sposób losowy. Wróćmy na moment do pracy poza reaktorem: na pierwszy rzut oka wydawać się może, iż jest ona bardzo prosta. Szybko okazuje się, że istnieje zależność między procesami w reaktorach a konstrukcją infrastruktury naszej fabryczki. Czasy transportu związków/pierwiastków okażą się nagle dość istotne, a zapychające się rury staną się  bohaterami Waszych komarów.

Etapy, które są przed nami stawiane podzielić można na kilka kategorii, główne to: „research” i „production”. Podczas „badań” pracujemy tylko w jednym reaktorze, sfera budowlana nie istnieje tutaj w ogóle. „Produkcja” opiera się na pełnym wykorzystaniu mechanik gry, czyli na planowaniu całej produkcji. Nie jest to jednak koniec, gdyż czekają na nas również wariacje powyższych rozwiązań (dla przykładu „defense” czyli „obrona”, gdzie budujemy linię produkcyjną, tak aby np. wysadzając zbiorniki zniszczyć nacierający na naszą bazę wrogi pojazd, lub odpowiednio ładując i odpalając działo likwidować zbliżające się meteory).

...i na powierzchni.

Początkowo obawiałem się, iż wyzwanie tkwi zamknięte tylko w potrzebie poznania mechaniki gry, a jego odświeżenie następuje wyłącznie w momencie wprowadzania nowych elementów do rozgrywki. Na szczęście wszystko prezentuje się nieco „gorzej”. Wielkość i pokrętność niektórych związków oraz potrzeba wyciągania z nich „najmniej dogodnie usytuowanych” atomów, potrafi zepsuć nam nieco krwi. O zatykających się rurach oraz zmiennych elementach wejściowych już pisałem... Nierzadko problemem są także „odpadki” i często jesteśmy wręcz zmuszani do ich nieprodukowania. Kiedy indziej reaktor okazuje się zbyt mały i zaczyna nam brakować pól na realizację pomysłu. Gra potrafi być dość trudna, nawet i może frustrująca, ale to chyba dobrze.

Oprawa wizualna momentami może i wzbudza pewne wątpliwości, ale z całego starcia wychodzi obronną ręką. Interfejs jest schludny i prezentuje się poprawnie, gorzej wyglądają wszelakie elementy „środowiska”, jak np. budynki. Praktyczność samego GUI stoi na dobrym poziomie, niemniej kilku rzeczy wyraźnie w nim brakuje, co przy tak złożonej mechanice nie jest wcale bez znaczenia. Aspektem gry bezapelacyjnie zasługującym na pochwałę jest świetna ścieżka dźwiękowa. Brzmi to nieco niedorzecznie, lecz gra ma całkiem wyczuwalny klimat i największy wkład w jego budowanie ma właśnie muzyka. Twórcy próbowali nastrój kreować także poprzez fabułę, która została zespojona z główną kampanią. Nie oszukujmy się jednak: normalny człowiek nie będzie na nią zwracać najmniejszej uwagi (tym bardziej, iż jest ona ukazana w postaci tekstu). Sam przestałem ją śledzić po paru poziomach.

Po zaliczeniu wątku głównego nie jesteśmy wcale skazani na bolesny rozwód: w tytule zaimplementowano „Reaserch NET” - platformę do tworzenia własnych wyzwań i dzielenia się nimi z graczami na całym świecie. Wszyscy nieusatysfakcjonowani mogą sięgnąć także po oficjalne DLC zatytułowane „63 Coorvi”. Trudno wypowiadać mi się jednak na temat jego jakości (czy też wielkości), gdyż nie miałem okazji go przetestować. Liczba podstawowych leveli nie wygląda specjalnie imponująco, niemniej - z uwagi na poziom trudności - gra powinna zaoferować Wam całkiem sporo godzin zabawy.

SpaceChem to pozycja wszechmiar godna polecenia: pomysłowa, wymagająca i okraszona udanym soundtrackiem. Zaporowa niestety jest cena, która na poziomie 10 Euro ze sporą skutecznością odstraszy niezdecydowanych.

2 komentarze:

  1. Mam z jednego z bundlów - muszę w końcu zagrać.

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak jak ja ;). Na grę spoglądałem już wcześniej, ale jakoś na przestrzeni miesięcy wypadła mi z głowy. Kiedy trafiła do jednego z Humble Bundlów byłem wielce uradowany ;P.

    OdpowiedzUsuń