SZYBKO I NIE ZAWSZE NA TEMAT:

[RECENZJA] The Whispered World


Jesteś klaunem, co więcej: pozbawionym poczucia humoru, smutnym, rozmarzonym i użalającym się nad sobą. Używając współczesnego języka chciałoby się wręcz powiedzieć: "emo klaunem". Klaunem jęczącym, stękającym, narzekającym i planującym popełnić samobójstwo co każde nowe pięć minut. Witaj w okrutnym, chcącym się zaraz rozpier*olić, świecie. Witaj w Wyszeptanym Świecie.

Sadwick, bo tak się zwie przedstawiony wcześniej przedstawiciel cyrkowego fachu, to główny bohater opowieści. Chłopak nie przykłada jednak wagi do rodzinnego interesu, woli oglądać zachód słońca, pisać wiersze i wkurzać osoby trzecie swoim narzekaniem. Co noc nawiedzają go niepokojące sny, w których jest świadkiem rozpadającego się świata. Starszy brat Sadwicka (i zarazem jego opiekun) traktuje to jako efekt wybujałej wyobraźni rozpieszczonego młodzieńca. Sadwick wie jednak jedno: te sny muszą coś znaczyć. Nasz bohater porzuca cyrk i wyrusza w podróż, aby rozszyfrować trapiące go wizje, a jeżeli będzie trzeba to i uratować świat... Co, znowu mamy ratować świat!? Niestety tak, ale... najlepsze jest to przed kim mamy go tak właściwie obronić.

Ogólny zarys fabuły to - powiedzmy sobie szczerze - powtarzana od wieków sztampa. Sposób podejścia do kwestii "ginącego świata" jest jednak dość ciekawy. Na uwagę zasługuje również całkiem zaskakujące zakończenie. Myśl zespajającą opowieść z TWW trudno określić mianem rewelacyjnej, bądź też rewolucyjnej. Myśl ta to typowy dla gier standard, który widzieliśmy już setki razy, zarówno w produkcjach małych, dużych, kompletnie nieznanych, jak i rozhype'owanych do granic rozsądku. Z postępem historii dostrzeżemy jednak, że w tej kalce kryje się coś więcej. Fabuła nie jest może elementem przykuwającym największą uwagę - jest nim nastrój, symbolika tejże historii, design i w ogóle cała rzeczywistość stworzona na potrzeby gry. Realia The Whispered World można by określić mianem "baśniowych", jednakże w trakcie grania okaże się, że tytuł jest delikatnie "mroczniejszy" niż to na pierwszy rzut oka wyglądało. Nie, nie jest to może Alicja od McGee :), ale gra potrafi być ponura, do tego wypełniona została raczej antypatycznymi i niezbyt szlachetnymi postaciami (krwi, flaków, przekleństw oraz gołych cycków jednak w niej nie ma ;)).

Łaaazaaaa!!!

Mechanicznie mamy do czynienia z klasycznym, pozbawionym elementów zręcznościowych, point'n'clickiem. Zagadki wydają się być w miarę sensowne (choć nie wszystkie - rozwiązanie niektórych jest dość niejasne), do tego liczba aktywnych części otoczenia jest zminimalizowana, jakby tego było mało: żeby się w tym odnaleźć, dostajemy jeszcze - dostępne pod spacją - wyróżnienie "elementów-do-użycia". Przez te zabiegi gra może wydawać się prosta i rzeczywiście nie jest przesadnie arcytrudna, z drugiej strony: nie jest też zbyt łatwa. Przez produkcję przedarłem się w miarę (podkreślam: "w miarę") płynnie, z wyjątkiem kilku momentów, które zastopowały mnie na nieco dłuższy okres czasu.

Dosyć istotnym składnikiem gry, także pod względem gameplayu, jest towarzysz-zwierzątko Sadwicka: przesympatyczna, nieco wyrośnięta, gąsienica o imieniu Spot. Stworek ten to chyba jedyne żyjące stworzenie, z którym nasz mały klaun potrafi znaleźć wspólny język. Zwierzaczek posiada nietypową zdolność: potrafi przyjmować różne kształty, a kolejnych "form" "uczy" się wraz z przebiegiem fabuły (ostatecznie zdobywając pięć postaci). Jak łatwo się domyśleć: Spot stanowi integralną część wielu zagadek i ukończenie gry bez wykorzystywania jego zdolności jest po prostu niemożliwe. Jak widzimy, zastosowano tu klasyczne rozwiązanie "duetu bohaterów", z tą różnicą, iż nad Spotem nie przejmujemy bezpośredniej kontroli, a "używamy" go na zasadach zbliżonych do przedmiotów noszonych w plecaku.

O ile ręcznie rysowania grafika, sama w sobie, robi wyśmienite wrażenie to kilka pozostałych elementów oprawy wizualnej nie do końca zadowala. Primo: rozdzielczość - gra działa tylko w jednym trybie graficznym (1024x768). Przy tak cudnej kresce, aż chciałoby się ją zobaczyć w możliwie najwyższej - nominalnej dla naszego ekranu - rozdziałce (HD do nas macha!). O fakcie, iż na panoramicznych monitorach zostaniemy sterroryzowani rozpierniczeniem proporcji, już nie wspominam. Czy naprawdę tak trudno przygotować kilka "assetów" grafik dla, przynajmniej kilku, najistotniejszych rozdzielczości ekranu? Secondo: animacje - mało klatek, do tego często się powtarzają. Przykładem niech będą animacje mówiących postaci, które ostatecznie okazują się zaledwie kilkoma zapętlonymi frame'ami (lipsync, gestykulacja? - zapomnijcie). Wiem, to jest klasyczna przygodówka, ale nie zapędzajmy się jednak za daleko - mamy XXI wiek! Tak ładna grafika prosi się wręcz o godne animacje! Terzo: cut-scenki, które wyraźnie odstają kreską, czy nawet kolorystyką, od całej reszty. Do tego sama ich jakość wzbudza pewne wątpliwości - jak dla mnie nie są one zbyt urodziwe.

"Alesz dał czadu, Szpot!"

Część audio jest jednak już niemalże bezbłędna, a przyczepić można się tylko do pojedynczych zaniedbań (które na szczęście nie kładą się cieniem na całość). Ścieżka muzyczna przygotowana przez Periscope Studio Hamburg, stoi na bardzo wysokim poziomie. Kompozycje są nastrojowe, a motyw przewodni ma zadatki na "utwór słuchany po ukończeniu gry". Dobrą wiadomością dla wielu na pewno będzie fakt, iż Daedalic udostępniło - na niemieckojęzycznej wersji swojej strony - cały oficjalny soundtrack do pobrania. Na osobną pochwałę zasługuje bezsprzecznie angielski dubbing produkcji. Wielokrotnie spotykałem się z opiniami, w których psioczono na głos Sadwicka - jestem w stanie to zrozumieć (ta sepleniąca maniera), ale jak dla mnie głosik ten od samego początku wydawał się całkiem sympatyczny. Reszta aktorów spisała się już niemalże wzorowo, bez zbytecznych kontrowersji. Kilka razy natrafiłem jednakże na recenzje, w których cały voiceacting spotykał się z falą silnej krytyki, czego już kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć. Jest przecież naprawdę dobrze! Ludzie od dźwięku niestety kilkakrotnie zaniedbali swoją pracę: pojawia się kilka kwestii Sadwicka nagranych z... inną manierą. Są to sporadyczne przypadki, do policzenia na palcach jednej ręki, ale rzucają się dość wyraźnie w uszy. Zdarzają się także sporadyczne problemy z głośnością niektórych dialogów, nie wiem na ile jest to wina źle dokonanych/obrobionych nagrań, a na ile nieposłuszeństwa engine'u gry.

Choć jestem miłośnikiem gier przygodowych to ich ocena zawsze przychodzi mi z kłopotem. Za taki stan rzeczy odpowiedzialna jest zazwyczaj forma, stawianych przed nami, wyzwań. Pisałem wcześniej, że zagadki w TWW wydają się całkiem logiczne - to prawda, zdarza się jednak, że ich rozwiązanie nie jest, pomimo tego, do końca oczywiste (jak w wielu grach tego typu: zachowano ciąg przyczynowo-skutkowy, jednakze konkretne rozwiązanie może być nie do końca naturalne). Typowo absurdalnych zagadek, w stylu "użyj kota na trzepaku, aby uzyskać słój dżemu", w tytule Daedalic jednak nie spotkamy, niemniej nie wszystko tu jest zawsze jasne i klarowne. Gra hamburskiego studia jest, pomimo wszystkiego, na tyle dobra, że można ją - ze spokojnym sercem - polecić każdemu graczowi, który nie ma awersji do nieco "spokojniejszej" rozrywki.

3 komentarze:

  1. Przepraszam bardzo, ale użycie kota na trzepaku jest bardzo sensowne - kocię wdrapie się na szczyt i zepchnie słoik na ziemię. Teraz możemy podnieść przedmiot :D

    Zagadki jednakowoż owszem, wydały mi się momentami absurdalne, ale po pierwszym rozdziale dawałam już sobie radę - trzeba wczuć się w klimat.

    Zgadzam się co do dubbingu: całe akapity poświęcano na "niepasujący głos Sadwicka", który był strasznie uroczy i jak najbardziej wstrzelił się w moje oczekiwania - doskonale pasował :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos niestandardowych rozwiązań zagadek w stylu "użyj kota na trzepaku, aby uzyskać słój dżemu" - są one dla mnie jak najbardziej na miejscu, jeśli gra jest tak skonstruowana, że naprowadza gracza na sens takiej kombinacji.

    Jeśli chodzi o samo TWW, to ciągle jeszcze nie grałem, tzn. grałem tylko w obszerne demo. Czekam na jakąś okazję, że będę mógł kupić tanio oryginalną niemiecką wersję. W demie trochę irytowały mnie właśnie dość kiepsko skonstruowane zagadki, ale cała reszta była czarująca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie mi uświadomiliście Moi Drodzy, że wciąż nie rozwinął się we mnie typowy dla przygodówkomaniaka zmysł. Chyba za dużo w cRPGi się gra :).

    OdpowiedzUsuń