SZYBKO I NIE ZAWSZE NA TEMAT:

[RECENZJA] The Misadventures of P.B. Winterbottom


Jak zrobić fajną grę? Ano, bardzo prosto: wziąć jakiś fajny pomysł z innej fajnej gry i fajnie go rozbudować. TMoPBW zrzyna sporo z Braida i choć normalnie byłby to zarzut, tutaj nie potrafię się gniewać, gdyż czyni to wszystko w bardzo ładnym stylu.

Bohaterem "Przygód"* jest tytułowy Pan Winterbottom - notoryczny, ścigany przez wszystkie służby świata, złodziej... placków (w języku polskim ładniej byłoby chyba jednak użyć słowa "ciast"). Fabuła jest ździebko metaforyczna i została opowiedziana w wierszowanej formie. Wszystko brzmi trochę jak bełkot uchlanego bajarza, więc jeśli komuś to przeszkadza może spokojnie skupić się na przechodzeniu kolejnych etapów, z kompletnym olaniem pojawiających się między nimi plansz (historia opowiadana jest głównie za pomocą statycznych "slajdów"). Fabuła, sama w sobie, niespecjalnie zrobiła na mnie wrażenie: wydaje się być chaotyczna i napisana na kolanie. Bądźmy jednak szczerzy: "who cares?". Tutaj liczy się zabawa, odpowiednia oprawa i klimat. "The Misadventures..." to wszystko posiada.
 
W rolach głównych występują: Winterbottom, Winterbottom i... Winterbottom!

Braid - jak pamiętamy - oparty jest na kilku rozwiązaniach eksploatujących ideę kontroli czasu. Jednym z nich jest tworzenie własnego klona, który wykonuje nasze, "cofnięte" przed momentem, ruchy. Gra The Odd Gentelman wykorzystuje właśnie ten pomysł, poddając go wcześniejszej modyfikacji. Brakuje cofania czasu, a zamiast tego mamy jasne i oczywiste "nagrywanie" akcji. Po zakończeniu procesu rejestracji, zostaną one odtworzone przez duplikat bohatera. Kolejną różnicą jest fakt, iż liczba klonów, które możemy stworzyć nierzadko przekracza liczbę jednego - wszystko zależy tu od levelu. Tytuł został stworzony tak, że często wręcz musimy powoływać do życia po kilka kopii, a następnie... z nimi współpracować. W późniejszych etapach pojawiają się wszelkiej maści wariacje na temat tej mechaniki: portale, limity czasowe, "złe klony", światła punktowe. TMoPBW nie należy może do najtrudniejszych gier, w jakie możecie zagrać, jednakże wyzwania, które dla nas przygotowano są na tyle trudne, że wciąż będziecie czerpać masochistyczną przyjemność z porażek. Steam obliczył, że ukończenie gry w stu procentach (wątek główny + sześć tzw. shortów - krótkich zestawów dodatkowych poziomów, które zaliczamy "na najlepszy wynik") zajęło mi 8h. Nie jest to może rezultat zapierający dech w piersiach, ale jak na grę tego typu (i kosztującą tak niepoprawnie małe pieniądze), można uznać go za zadowalający. Nie zmienia to jednak faktu, że przydałoby się coś przedłużającego zabawę (darmowe DLC, edytor poziomów), same leaderboardsy i wyścigi z innymi graczami to wg mnie zbyt mało.

"P.B. Winterbottom" to gra nieco odtwórcza, niemniej znane nam rozwiązania podaje w tak atrakcyjnej formie, że przestajemy na to zwracać uwagę. Sensowny poziom trudności plus czarno-biało-filmowa stylistyka (i świetna muzyka!) nadają pozycji atrakcyjnego szlifu.

 * wiem, "misadventures" nie oznacza dosłownie "przygody", a "nieszczęśliwe wypadki / zbiegi okoliczności"

4 komentarze:

  1. Misadventures to jedna z moich ulubionych gier zeszłego roku. Dałbym nawet 9 i wcale mi nie przeszkadzało, że krótka.

    Od Braida różni się jeszcze tym, że zagadki są w całośći oparte na zasadach logiki - nie trzeba dokonywać żadnych przypadkowych odkryć, genialnych asocjacji faktów, bo do wszystkiego można dojść po prostu metodycznie analizując konstrukcje plansz i mechanikę umiejętności pana Winterbottom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Winterbottom jest naprawdę niezły, ale... gdyby ukazał się przed Braidem to byłby lepszy :).

    Fakt: wiele poziomów można przejść na kilka sposobów. Niestety metoda "ataku szaleństwa" też tu działa i często poziomy można zaliczać "fuksem", zachowując się w sposób - delikatnie mówiąc - nieskoordynowany.

    OdpowiedzUsuń
  3. To ciekawe, bo w moim przypadku się to nie zdarzyło. We wszystkich etapach musiałem się maksymalnie "skoordynować", aby je ukończyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, może troszkę źle to sformułowałem, Igorze :). Trzeba znaleźć rozwiązanie - to prawda, ale bardzo często, hmmmm... nie wiem jakie tu ładne słowo dobrać... "brutalne" rozwiązania też dawały radę. W głównej kampanii widać to mniej i rzadziej, ale w "shortach" rzuca to się mocno w oczy.

    OdpowiedzUsuń